Przeskocz do treści

Właśnie jesteśmy na kwarantannie. Świat ponownie zamarł z powodu pandemii COVID 19. Tym bardziej wspominam z sentymentem czas, kiedy można było swobodnie się przemieszczać. W ramach tych sentymentalnych podróży chciałabym przybliżyć Wam Troki.

Litwa od dłuższego czasu chodziła mi po głowie. Dlatego będąc na Suwalszczyźnie nie mogłam odmówić sobie przyjemności wybrania się do tego kraju. Najpierw pojechaliśmy do Druskiennik, a następnie postanowiłam wybrać się do Trok. W latach formowania się państwa litewskiego Troki były jednym z ważniejszych miast politycznych i militarnych.

Troki – historia

Do Trok turyści przybywają przede wszystkim z myślą zobaczenia zamku usytuowanego nad jeziorem Galwe. Powstanie twierdzy związane jest z osobą wielkiego księcia litewskiego Kiejstuta i jego syna Witolda. To właśnie Kiejstut nakazał jej budowę w XIV wieku i miała ona stanowić obiekt warowny, będący uzupełnieniem istniejącego już w Trokach zamku. Położenie obiektu miało znaczenie strategiczne- zamek z każdej strony otoczony jest wodą. Jako ciekawostka wspomnę, że w chwili budowy obiektu poziom wody w jeziorze był o 2 metry wyższy niż obecnie. A obecna wyspa była dawniej grupą trzech małych wysp.

Znaczenie budowli wzrosło bardzo szybko, zwłaszcza po przeniesieniu przez Kiejstuta tutaj skarbu księżego. Kiejstut nie tylko przeniósł do nowo wzniesionej twierdzy skarb, ale również sam w niej zamieszkał. Zamek w Trokach uważany był za arcydzieło średniowiecznej architektury obronnej i był jedynym zamkiem zbudowanym na wodzie w Europie Wschodniej. Po śmierci Kiejstuta jego syn Witold kontynuował dzieło ojca. Wzmocnił i unowocześnił obiekt, łącząc w znakomity sposób cele mieszkalne i obronne.

Twierdza była też kilkakrotnie najeżdżana przez Krzyżaków. Po bitwie pod Grunwaldem zamek zaczął tracić na znaczeniu jako obiekt wojskowy, a budowlę przekształcono w rezydencję książęcą, do której licznie zjeżdżali posłowie zagraniczni. To tutaj organizowano huczne bankiety i przyjęcia dla śmietanki politycznej ówczesnej Europy. Jednak kolejne lata nie były zbyt przychylne dla świetności zamku. Najpierw przeniesienie stolicy do Krakowa, a następnie utworzenie bezpośredniego szlaku handlowego pomiędzy Wilnem a Kownem przyczyniły się do utraty pozycji Trok na arenie europejskiej. W XVII wieku podczas wojny z Rosją zamek znacznie ucierpiał. Następne okresy historyczne również nie były zbyt łaskawe dla tej budowli. Zamek niszczał coraz bardziej, popadając w ruinę. Dopiero w XX wieku zainicjowano odbudowę zamku. Prace związane z odrestaurowaniem twierdzy podejmowano kilkakrotnie, ale dwie wojny światowe przerwały je. Dopiero pod koniec lat 40. XX wieku powrócono do idei odbudowy zamku, a przywrócenie dawnej świetności budowli trwało kilkadziesiąt lat. W 1951 roku rozpoczęto zakrojone na szeroką skalę prace badawcze na terenie zamku, a do odrestaurowanego zamku w 1962 roku przeniesiono Muzeum Historyczne. Obecnie oprócz stałej ekspozycji muzealnej regularnie odbywają się tutaj różne wystawy, konferencje i festiwale.

Zwiedzający mogą zobaczyć tutaj surowe wnętrzne obiektu oraz wiele interesujących eksponatów. Podczas wizyty na zamku można poznać historię Trok, a w poszczególnych salach obejrzeć można różnorodne kolekcje sztuki użytkowej, kolekcje monet, medali, starożytnych map, trofeów myśliwskich, strojów czy biżuterii.

Troki- spotkanie z kulturą karaimską

Troki warto odwiedzić nie tylko ze względu na zamek, piękne krajobrazy, ale także ze względu na możliwość zasmakowania kultury karaimskiej.

Karaimowie osiedlili się na terenie Trok w XIV wieku. Sprowadził ich Wielki Książe Litewski Witold z Krymu. Ta tureckojęzyczna społeczność wyznaje własną religię, wywodzącą się z judaizmu, opartą wyłącznie na Starym Testamencie. Karaimowie stanowią hermetyczną społeczność. Karaimem staje się przez fakt urodzenia, nie można przyjąć ich religii. W związku z mieszaniem się rodzin karaimskich z lokalną społecznością, grupa ta zanika. Dlatego na terenie Litwy pozostało już stosunkowo nie wiele rodzin karaimskich.

Będąc w Trokach można zobaczyć typowe dla mniejszości karaimskiej budowle mieszkalne (zobacz zdjęcie poniżej).

Można również zasmakować w restauracji karaimskiej dań takich, jak kibiny czy pierogi z mięsem. Ja osobiście polecam restaurację Kiubete: https://www.facebook.com/Kiubete

Co jeszcze warto zobaczyć w Trokach?

Większość turystów koncentruje się na zamku, będąc w Trokach. Moim zdaniem na uwagę zasługuje także historyczny park przyrodniczy Troki. Składa się z historycznego miasta Troki oraz okolicznych wiosek, jezior i lasów. Będąc w tym mieście warto wybrać się na spacer wzdłuż brzegu jeziora, podczas którego podziwiać można bogactwo tutejszej fauny i flory

Informacje praktyczne:

  • Adres zamku: Trakų Salos Pilis, Kęstučio gatvė 4, Trakai 21104, Lithuania
  • Od maja do września muzeum jest otwarte od pon do niedzieli w godzinach od 10:00 do 19:00, od marca do kwietnia oraz w październiku od wtorku do niedzieli w godzinach od 10:00 do 18:00, od listopada do lutego od wtorku do niedzielo od 10:00 do 17:00
  • Cennik dostępny jest na stronie: https://trakaimuziejus.lt/tickets/?lang=en
  • W restauracji Kiubete warto wcześniej zadzwonić i zamówić sobie posiłek na konkretną godzinę. W sezonie jest tutaj bardzo wielu gości i na jedzenie czeka się dość długo
  • Przy zamku nad jeziorem można wypożyczyć rowerek wodny lub przepłynąć się katamaranem, co jest dodatkową atrakcją
  • Troki położone są 30 km od Wilna, a więc będąc w Wilnie można wybrać się na 1-dniową wycieczkę tutaj. Wilno z Trokami jest dość dobrze skomunikowane jeśli chodzi o komunikację miejską (autobus kursuje stosunkowo często pomiędzy miastami)

Zaledwie 46 km od granicy polsko-litewskiej znajduje się przepiękne miasteczko Druskienniki. Słyszałam o nim kilkakrotnie, będąc więc w Augustowie (Druskienniki położone są około 100 km od Augustowa) nie mogliśmy tak nie pojechać.

Druskienniki- historia

Druskienniki to największe uzdrowisko na Litwie i jedno z większych w Europie Środkowo-Wschodniej. Już w Krzyżackich Kronikach można spotkać pierwsze wzmianki o tej miejscowości. Początkowo nazywała się Salzeniki (od niem słowa „Salz”- sól). Dzisiejsza nazwa Druskienniki pochodzi od słowa „druska”, oznaczającego również sól. I to właśnie sól przyczyniła się do rozwoju miasteczka jako uzdrowiska. W XVIII wieku bowiem Wielki Książę Litewski i Król Polski Stanisław August po utracie kopalni soli w Koronie nakazał przebadanie wszystkich solanek na terytorium Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W wyniku przeprowadzonych analiz okazało się, że skład soli w Druskiennikach przypomina lecznicze wody mineralne w Europie i w związku z tym nadano Druskiennikom status uzdrowiska.

Do rozwoju uzdrowiska przyczynił się jednak Ignacy Fonberg, profesor chemii Uniwersytetu Wileńskiego. To właśnie Fonberg zwrócił uwagę na właściwości terapeutyczne druskiennickich źródeł. W okresie międzywojennym miejscowość jeszcze bardziej zyskała na popularności, dzięki wizytom marszałka Józefa Piłsudskiego w tym miejscu oraz działalności lekarki Eugenii Lewickiej (swoją drogą marszałek darzył ją szczerym uczuciem), która rozpowszechniła metodę leczenia słońcem i wysiłkiem fizycznym. Była to jak na owe czasy bardzo innowacyjna metoda leczenia, która przynosiła efekty i tym samym przyciągała rzesze odwiedzających. W XIX wieku zostały wytyczone w Druskiennikach alejki i obsadzono je drzewami, wytyczono plac kościelny i cerkiewny, zbudowano bulwar nad Niemnem.

XX wiek niestety nie był łaskawy dla tej miejscowości. Druskienniki nawiedziły liczne pożary, w wyniku których infrastrukturę sanatoryjną wywieziono do Rosji. Po pierwszej wojnie światowej Druskienniki znalazły się po stronie polskiej i wówczas przystąpiono do odbudowy zniszczonej miejscowości.

II wojna światowa wprowadziła znowu liczne zawirowania do historii Druskiennik, które przejęte zostały przez Niemców. Miasteczko nie zostało zniszczone, ale jego mieszkańcy zostali wypędzeni ze swoich domów i eksterminowani. Po wojnie przesiedlono z jego terytorium Polaków, a na teren Druskiennik sprowadzono z Syberii Litwinów oraz Białorusinów.

Rozpad Związku Radzieckiego przyczynił się do tego, że Druskienniki znalazły się w granicach państwa litewskiego.

Czym Druskienniki obecnie przyciągają turystów?

Druskienniki to przede wszystkim przepięknie usytuowana miejscowość nad Niemnem. Wystarczy przybyć tutaj na chwilę, aby zakochać się w tym miasteczku. Tutaj czas jakby zatrzymywał się w miejscu. Można godzinami spacerować i delektować się fascynującą przyrodą. My byliśmy w Druskiennikach w lipcu 2020. Nie wiem czy to kwestia pandemii koronawirusa czy taka jest specyfika miasteczka, ale kiedy u nas jest szczyt sezonu turystycznego, tutaj panowała względna cisza i spokój.

Druskienniki to miejscowość uzdrowiskowa. Zgodnie z prawem państwa litewskiego każdy podmiot sanatoryjny jest zobowiązany do świadczenia usług medycznych. W rezultacie w miasteczku działa 9 ośrodków sanatoryjnych, które oferują szeroki zakres usług medycznych: balneoterapię, muzykoterapię, fizykoterapię, kinezyterapię oraz psychoterapię.

Poza właściwościami leczniczymi tego miejsca Druskienniki oferują mnóstwo atrakcji dla rodzin z dziećmi i nie tylko.

Aquapark (adres: Vilniaus al. 13 – 1, LT-66119 Druskininkai)

 

Jest to największy aquapark w północno-wschodniej Europie. Już sam budynek Aquaparku przyciąga uwagę. Z lotu ptaka przypomina kształtem koniczynę. Składa się z trzech części: basenowej, strefy łaźni oraz hotelu, restauracji i spa. My korzystaliśmy ze strefy basenowej, przede wszystkim z tej przeznaczonej dla najmłodszych. Muszę przyznać byłam już w wielu Aquaparkach, ale ten zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Liczne zjeżdżalnie, jaskinie, plaża, palmy, małpi most a nawet sauna dla dzieci pochłonęły moje dzieci na długie godziny.

Informacje praktyczne:

  • Samochód można zaparkować na parkingu przy Aquaparku. Parking jest płatny. Za 3,5 godziny zapłaciliśmy 8 euro. Po wyjeździe z Aquaparku dostrzegliśmy jednak, że po drugiej stronie ulicy jest parking – płatny 2 euro za cały dzień. Nie mówiąc, że po opuszczeniu Aquaparku udaliśmy się w kierunku Muzeum Miejskiego w Druskiennikach i tuż przy Muzeum znaleźliśmy bezpłatny parking

  • Godziny otwarcia parku dostępne są na stronie: https://www.akvapark.lt/pl/godziny-pracy-bilety-rezerwacja/
  • Aktualne ceny znajdziesz na stronie: https://www.akvapark.lt/pl/park-wodny/bilety-i-ceny/ceny-i-rabaty/
  • Za bilety można zapłacić zarówno kartą, jak i gotówką. W zasadzie na Litwie nie ma problemu z płatnościami kartą. Jednakże zawsze warto mieć trochę gotówki, chociażby, aby kupić jakąś pamiątkę czy zjeść loda w Parku Zdrojowym. Kantory znajdują się zaraz po przekroczeniu granicy polsko- litewskiej.
  • Przy Aquaparku znajduje się restauracja, którą gorąco polecam. Jedzenie w niej było przepyszne. Dzieci zażyczyły sobie pizzę i była to prawdziwa włoska pizza, rewelacyjna. Dla Kajci wzięłam zupę azjatycką, która również była obłędna. Ceny również bardzo przystępne. Za dużą pizzę, zupę, 2 kawy latte i sok zapłaciliśmy 17 euro.
  • W Druskiennikach jest jeszcze mniejszy Aquapark przy Hotelu Grand Spa Lietuva. Ten jest mniej komercyjny. Niestety nie mieliśmy okazji z niego skorzystać, więc nie będę też o nim za wiele pisać.

Kolejka linowa (adres: Vilniaus al. 13, Druskienniki LT- 66119)

Tuż obok Aquaparku znajduje się kolejka gondolowa. Przejażdżka nią trwa 7,5 minuty w jedną stronę, ale wrażenia są niezapomniane. To właśnie z kolejki można podziwiać w dole Niemien i otaczające lasy iglaste. Kolejką można dotrzeć do Stoku Narciarskiego Snow Arena. W sezonie letnim funkcjonuje tutaj tor kartingowy i park linowy. Cennik dostępny jest na stronie: http://www.lynukelias.lt/pl/

Dom do góry nogami

Znajduje się przy głównym deptaku w Druskiennikach. Domek jest mały, ale stanowi ciekawą atrakcję dla dzieci. Hubercik był zachwycony perspektywą patrzenia na świat do góry nogami. Bilet kosztuje 3 euro dla dorosłych i 2 euro dla dzieci. Obok domku jest plac zabaw, więc podczas gdy Hubercik zwiedzał budynek, Kajcia bawiła się na placu zabaw.

Po drugiej stronie domku do góry nogami znajduje się Park Zdrojowy z grającą fontanną. Zarówno Kajci, jak i Hubercikowi podobał się efekt grającej fontanny. Co więcej, obok fontanny znajduje się wodna kula, w której dzieci chlapały się przez dobre pół godziny i nie miały ochoty odchodzić z tego miejsca

Źródło piękności

Legenda mówi, że przemycie wodą ze źródełka dowolnej części ciała powoduje, że staje się ona jeszcze piękniejsza. Podczas spaceru po Druskiennikach na pewno warto tutaj zajrzeć. Nawet jeśli nie wierzymy miejscowym legendom, warto zobaczyć jego piękne usytuowanie nad Niemnem. Źródło piękności jest najbardziej słonym źródłem w całych Druskiennikach, a woda z niego znajduje zastosowanie w kąpielach mineralnych

Niebieska Cerkiew

Jest to Cerkiew Prawosławna zbudowana w XIX wieku. W związku z przybywającymi tutaj w tym okresie rzeszami kuracjuszy z Rosji, Gubernator Grodna nakazał zbudowanie świątyni wychodząc naprzeciw ich oczekiwaniom religijnym

Jezioro Druskonis

Będąc w Druskiennikach warto przespacerować się ścieżką wzdłuż jeziora. Ścieżka liczy około 2 km. Można tutaj wypożyczyć rowerki wodne i dopłynąć do fontanny znajdującej się na środku jeziora. Nad jeziorem znajduje się również park dmuchańców dla dzieci. Z tego względu, że wybraliśmy się do Druskiennik na jednodniową wycieczkę, ominęliśmy park szerokim łukiem, aby nie wzbudzić negatywnych emocji wśród naszych dzieci, że do niego się nie wybieramy.

Jak zwiedzać Druskienniki? Nasz plan wycieczki

Druskienniki oferują mnóstwo atrakcji. My długo zastanawialiśmy się, co chcemy zobaczyć w jeden dzień, aby nie zamęczyć dzieci i aby czerpać radość z bycia w takim pięknym miejscu. Ostatecznie nasz plan wycieczki wyglądał następująco:

  • Aquapark (przy Aquaparku zaparkowaliśmy samochód)
  • Kolejka gondolowa
  • Następnie przeparkowaliśmy samochód pod Muzeum Miejskie i przeszliśmy się wokół Jeziora Druskonis
  • Później ruszyliśmy deptakiem w stronę Parku Zdrojowego (trzeba przy Muzeum Miejskim przejść na drugą stronę ulicy). Po drodze zahaczyliśmy o Dom do góry nogami
  • W Parku Zdrojowym spędziliśmy dłuższą chwilę nie tylko ze względu na fontannę, ale także w samym środku Parku znajduje się restauracja z widokiem na Niemen z bardzo dobrą kawą i przepysznym jedzeniem. W Parku znajduje się także pijalnia wód mineralnych (muszę jednak przyznać, że smak wód nie powalił nad na kolana) oraz Źródło Piękności
  • Przy Parku Zdrojowym znajdują się również stoiska handlowe, na których można nabyć pamiątki z Litwy, a za kramikami znajduje się Niebieska Cerkiew

Druskienniki nas zachwyciły przede wszystkim ze względu na przyrodę. Czytając nad Niemnem jako nastolatkę denerwowały mnie rozwlekłe opisy przyrody. Będąc w Druskiennikach zrozumiałam, że Niemen może zachwycić, dlatego wróciłam z postanowieniem, że sięgnę po powieść Elizy Orzeszkowej ponownie, tym razem wnikliwie koncentrując się właśnie na tych opisach.

To jeden z najstarszych i zarazem najbardziej niezwykłych klasztorów prawosławnych na całym świecie. Miejsce to zapiera dech w piersiach nie tylko ze względu na ciekawą historię, ale także niesamowite położenie. Otoczony jest terenami półpustynnymi, gdzie nie widać żadnych śladów życia.

Jak dojechać z Tbilisi do David Garedża?

Położony jest na granicy gruzińsko-azerbejdżarskiej, około 70 km od Tbiliisi. Nie dojeżdża tam żaden transport publiczny. W hotelach/guest housach często oferowane są wycieczki do klasztoru transportem prywatnym. Ceny są zróżnicowane, często uzależnione od liczby zainteresowanych, ale zdecydowanie polecam tą opcję z tego względu, że prywatni przewoźnicy oferują przejazd pojazdami klimatyzowanymi, co ma ogromne znaczenie przy wysokich temperaturach w rejonie David Garedża.

Ponadto, codziennie z Placu Wolności w Tbilisi odjeżdża bus właśnie bezpośrednio do kompleksu klasztornego. Organizatorami tych wypraw jest Polka ze swoim gruzińskim partnerem. My właśnie skorzystaliśmy z tej opcji. Szczegółowe informacje na temat organizowanych wypraw do Dawid Garedża znajdziecie tutaj: https://www.facebook.com/pg/gareji.line/about/?ref=page_internal

David Garedża – trochę historii

Klasztor szacuje się, że został zbudowany w VI wieku. Historia tego miejsca bogata jest w liczne wydarzenia, mające wpływ na cały naród gruziński. Wśród samych Gruzinów zresztą istnieje przekonanie, że odwiedzenie świątyni jest równoznaczne z pielgrzymką do Jerozolimy, co świadczy o znaczeniu tego miejsca i jego wyjątkowości. Klasztor zawdzięcza swoje istnienie dzięki jednemu z 13 ojców asyryjskich- Davidowi Garejeli, który przedsięwziął się misji szerzenia chrześcijaństwa na tych terenach. Osiadł on w jednej z naturalnych jaskiń i założył tam klasztor.

Kompleks klasztorny David Garedża składa się z kilkunastu jaskiń i jest uznawany za arcydzieło sztuki gruzińskiej. Jaskinie służyły nie tylko do modlitw, ale mieściły się w nich piekarnia, kuźnia czy pomieszczenia dla bydła. Kompleks klasztorny ze względu na swój religijny charakter był wielokrotnie niszczony m.in. w wyniku najazdu Mongołów w XIII wieku czy ataku Persów w XVII wieku. Mimo licznych zniszczeń i najazdów nie udało się najeźdźcom położyć kres działalności klasztornej. Klasztor został zamknięty dopiero w wyniku ataku bolszewickiego w 1921 roku. W okresie istnienia Związku Radzieckiego świątynia stała się poligonem dla wojsk sowieckich walczących w Afganistanie. Jednak kiedy Gruzja odzyskała niepodległość klasztor odrodził się i stał się znowu ważnym ośrodkiem kultu religijnego.

Klasztor ma wielką wartość historyczną ze względu m.in. na przepiękne freski przestawiające sceny z życia św. Dawida, a także portrety gruzińskich władców. Niektóre z nich zachowały się w całości.

David Garedża- co warto zobaczyć?

Oprócz świątyni zachęcam do udania się na trekking dookoła monastyru. Wędrując po niewielkich wzniesieniach zobaczycie piękne tereny półpustynne, a z oddali dostrzeżecie Azerbejdżan.

David Garedża – informacje praktyczne

  • Podczas wycieczki zaopatrz się w wodę mineralną- ze względu na klimat półpustynny i konieczność chodzenia po wzniesieniach ma ona ogromne znaczenie
  • Zaopatrz się także w papier toaletowy/chusteczki- nie ma tutaj żadnej toalety
  • Najbliżej położoną wioską jest Udabno. Podczas wycieczki nasz Pan Kierowca zatrzymał się w przydrożnym barze, prowadzonym przez Polaków. Można tutaj napić się coś zimnego, ale także zjeść miejscowe przysmaki np. ser kozi z miętą (przepyszny). Produkty do baru dostarczane są przez miejscowych gospodarzy, dzięki czemu wszystko jest świeże, smaczne i zdrowe.
  • Warto przejść się po Udabno, ponieważ widok miejscowości jest niesamowity. Znajduje się tutaj mnóstwo pustostanów. Okazało się, że po odzyskaniu niepodległości władze Gruzji zachęcały Gruzinów do osiedlania się tutaj, oferując im grunty po korzystnych cenach. Okazało się jednak, że brak perspektyw pracy i trudne warunki klimatyczne nie sprzyjały zasiedlaniu. Wiele rodzin zdecydowało się opuścić ten obszar, a pozostałością po nich są właśnie puste budynki. Nasi rodacy zaadaptowali właśnie jeden z nich na cele gastronomiczne, a przydrożny bar jest punktem, gdzie zatrzymują się turyści w drodze do i z David Garedża

  • Różnorodność klimatyczna w Gruzji

Wybierając się do Gruzji należy uwzględnić różnice  w temperaturach. Byliśmy w Gruzji w czerwcu- w Batumi i Tbilisi temperatura wynosiła 23-26 st. C, w Mestii czy Kazbegi temperatura sięgała maksymalnie 12 st. C, a w okolicach monastyru Dawit Garedża dochodziła nawet do 40 st. C.

Kaukaz pokryty jest śniegiem...
A przy granicy z Azerbejdżanem żar leje się z nieba...
  • Jak dogadać się w Gruzji

Oficjalnym językiem jest gruziński. W niektórych miejscach trudno się porozumieć po angielsku. Muszę przyznać, że będąc w Gruzji bardziej przydała mi się znajomość rosyjskiego aniżeli angielskiego. Gruzini bardzo dobrze odbierają, gdy ktoś próbuje się komunikować w ich języku. Nauczenie się nawet kilku podstawowych zwrotów po gruzińsku sprawi, że będziemy jeszcze milej odbierani i traktowani

  • Waluta w Gruzji

Walutą używaną w Gruzji jest Lari (GEL)

Wymiany waluty na Lari można dokonać:

    • W bankach, które oferują dobry kurs, ale są zamknięte w weekendy, święta i wieczorami
    • W hotelach- kurs zazwyczaj jest niższy niż w bankach, ale wymiany można dokonać w każdej chwili
    • Nieoficjalne punkty wymiany walut – oferują dobre kursy, ale przestrzegano nas przed wymianą w takich punktach, ze względu na możliwość podrobienia banknotów, więc nie korzystaliśmy z tego typu usług
  • Z jakim dokumentem wjadę do Gruzji?

Jadąc do Gruzji wystarczy dowód osobisty. Ani paszport ani wiza nie są potrzebne.

  • Transport publiczny w Gruzji

Po Gruzji poruszaliśmy się tylko i wyłącznie transportem publicznym –zarówno marszrutkami, jak i pociągami. Gruzja jest dość dobrze skomunikowana i w większość najbardziej popularnych miejsc można dojechać bez problemu. Najlepiej w podróż wyruszyć wcześnie rano (od 6:00), wówczas częstotliwość kursów jest największa. Im późniejsza godzina, tym mniejsze prawdopodobieństwo przedostania się w miejsce docelowe.

Dworzec autobusowy w Kutaisi

Marszrutki zatrzymują się dosłownie wszędzie tzn. nie tylko na oficjalnych przystankach. Można poprosić kierowcę, aby zatrzymał się w danym miejscu i naprawdę nie ma z tym żadnego problemu. Liczyć się natomiast trzeba z tym, że jeśli nie ruszamy z zajezdni, to na pozostałych przystankach mogą być opóźnienia.

Czasem można utknąć też w korkach...

Wyjątkiem jest np. Uszguli, gdzie transport publiczny nie dociera. Warto w tym przypadku skorzystać z prywatnej taksówki z napędem na 4 koła, ponieważ droga do tej urokliwej wioseczki jest fatalna i szczerze mówiąc nawet nie ryzykowałabym dotarcia tam wyeksploatowanym transportem publicznym.

Również dotarcie do monastyru Dawit Garedża publicznym transportem jest niemożliwe, ale z Tbilisi można znaleźć prywatnych przewodników, którzy organizują wyjazdy w to niezwykłe miejsce.

Na stronie: http://www.railway.ge/en/traffic-general-schedule/ możecie znaleźć aktualny rozkład jazdy pociągów. Polecam połączenie z Batumi do Tbilisi. Wagony są komfortowe. My wybraliśmy przejazd nocą i wzięliśmy sobie wagon sypialny. Bardzo polecam tą opcję, dzięki czemu nie traciliśmy czasu na dojazd w ciągu dnia.

Również w obrębie miast sieć komunikacyjna jest całkiem dobrze zorganizowana. Po Batumi poruszaliśmy się autobusami, a po Tbilisi głównie metrem. Poruszając się autobusami bilety można nabyć w autobusie. Natomiast w przypadku metra można kupić na stacji metra kartę, którą doładowuje się na określoną kwotę (można ją doładować również na każdej stacji metra).

  • Bezpieczeństwo w Gruzji

Gruzja jest bardzo bezpiecznym krajem dla turystów. Wskaźniki przestępczości należą tu do najniższych w Europie. Trzeba natomiast uważać na kierowców, którzy nie przestrzegają zasad ruchu drogowego. Nie zatrzymują się na przejściach na pieszych. Wyprzedzają, nie zwalniając, używają natomiast tylko sygnału dźwiękowego. Zastanawialiśmy się nad wypożyczeniem samochodu w Gruzji, ale widząc sposób jazdy gruzińskich kierowców, nie odważyliśmy się podjąć tego wyzwania

  • Życzliwość i gościnność w Gruzji

Gruzini są narodem bardzo przyjaznym i gościnnym, a Polaków darzą szczególnym szacunkiem i uznaniem. Pamiętają bowiem wsparcie Lecha Kaczyńskiego podczas wojny w Osetii Południowej pomiędzy Gruzją a separatystami wspieranymi przez Rosję. Lech Kaczyński wówczas jako jeden z nielicznych udał się do Gruzji i nawoływał społeczność międzynarodową do przeciwstawienia się imperializmowi Rosji. Tym samym stał się w Gruzji bohaterem narodowym. Jego nazwiskiem nazwano wiele ulic czy skwerów. Kiedy na pytanie Gruzinów „skąd jesteście?” odpowiadaliśmy „z Polski” witano nas jak w rodzinie…ba… nawet rodzina współcześnie już nas tak nie wita

Imprezka w barze na bazarze w Batumi (godzina 12 w południe)
  • Targowanie w Gruzji

W wielu miejscach można się targować – w pensjonatach czy na targach, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach

  • Noclegi w Gruzji

Udając się do Gruzji nie mieliśmy zarezerwowanego żadnego noclegu. Nie było problemu z tym, aby znaleźć nocleg w dowolnym miejscu.

Hostel Elma w Kutaisi...Gorąco polecam!

  1. Aby wjechać do Albanii wystarczy tylko dowód osobisty
  2. Możliwości dotarcia do Albanii zapewne jest wiele. My zdecydowaliśmy się polecieć tanimi liniami lotniczymi na Korfu, które przy okazji chcieliśmy zwiedzić, a z Korfu, a dokładniej z Kerkyry płynęliśmy statkiem do Albanii (do Sarandy). W pobliżu portu w Kerkyrze znajduje się kilka biur podróży, które oferują rejs do Albanii. Ceny są zbliżone. My płaciliśmy za rejs w jedną stronę za osobę dorosłą 19 euro, a za Hubercika 1 euro. Większości biur traktują dzieci do czterech lat jako „infant” i płaci się 1 euro. Za bilet dla dziecka od 4 do 9 lat zapłacimy 9 euro. My kupiliśmy bilety spontanicznie bez wcześniejszej rezerwacji. Mimo, że byliśmy tam na koniec sierpnia, nie było problemu z biletami. Jedynie co to do portu warto wybrać się z rana, bo wtedy w zasadzie co pół godziny, ewentualnie godzinę odpływa prom do Albanii.
  3. W biurze celnym w porcie przechodzi się kontrolę osobistą i bagażową. Pomimo sporej ilości ludzi kontrola przebiega bardzo sprawnie. Warto jednak był przynajmniej pół godziny przed godziną odpłynięcia promu, aby na spokojnie przejść odprawę. Nas przy odprawie spotkała niemiła niespodzianka. Na wyjeździe była z nami była partnerka mojego brata z ich wspólnym dzieckiem. Przy odprawie okazało się, że nie miała przetłumaczonej na język angielski poświadczonej notarialnie zgody mojego brata na wyjazd dziecka na urlop za granicę. Urzędnicy poinformowali więc, że w związku z tym, dziecko nie może wjechać do Albanii. W pierwszej chwili ogarnął nas stres i zdenerwowanie, ale po kilku minutach stwierdziłam, że tylko spokój może nas uratować. Zaczęłam więc przekonywać urzędnika, że po pierwsze jestem siostrą ojca dziecka i, że mam z Julcią to samo nazwisko. Obsługujący nasz urzędnik naradził się ze swoim starszym kolegą i zdecydowali się wpuścić nas do Sarandy pod warunkiem, że mój brat prześle taką zgodę mailowo na adres odpowiedniego urzędu. Pomimo stresu udało się więc załatwić sprawę pomyślnie i mogliśmy ruszyć ku nowej przygodzie
  4. Wymiana pieniędzy – w Albanii walutą jest lek albański. Warto zabrać do Albanii ze sobą euro, które na lokalną walutę można wymienić w bankach lub kantorach. Niektóre punkty pobierają prowizję z tytułu wymiany. Warto też sprawdzić czy w dniu przyjazdu nie ma w Albanii jakiegoś święta. My akurat przybyliśmy do Sarandy w dniu, kiedy obchodzone było święto państwowe i wszystkie banki i kantory były zamknięte. Jedyną możliwością była więc wypłata gotówki z bankomatu
  5. Bankomaty – nie ma problemu z ich dostępnością w miasteczkach i dużych miastach. W mniejszych miejscowościach można napotkać trudności z wypłatą gotówki z bankomatów. Warto jednak upewnić się jaką prowizję zapłacimy. W wielu restauracjach i hotelach można zapłacić kartą.
  6. Wypożyczenie samochodu- przy porcie w Sarandzie znajduje się kilka wypożyczalni samochodów. Szukaliśmy takiej, która nie chciałaby w zabezpieczenie karty kredytowej. Okazało się, że nie ma z tym problemu. Wypożyczyliśmy samochód na 10 dni, zapłaciliśmy około 850 zł z ubezpieczeniem i fotelikami dla dzieci, które były wyeksploatowane i dalekie od spełnienia standardów bezpieczeństwa. Za wynajem samochodu zapłaciliśmy też bez problemu kartą kredytową.
  7. Kultura jazdy w Albanii- mieliśmy obawy przed wypożyczeniem samochodu w Albanii, ponieważ naczytaliśmy się, że Albańczycy jeżdżą poza wszelkimi standardami i zasadami ruchu drogowego. Niemniej jednak pojęliśmy się tego wyzwania, tym bardziej, że Grzesiu był instruktorem nauki jazdy przez wiele lat. Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Poza dużymi miastami jeździ się całkiem przyjemnie. Na albańskich drogach „szybkiego ruchu” Albańczycy jeżdżą średnio 90 km/h, wyprzedzają w miarę bezpiecznie (szaleńcy się zdarzają, ale nie odbiega to od standardów polskich), prawdziwa przygoda zaczyna się jednak w dużych miastach. Tutaj zasady ruchu drogowego i sygnalizacja świetlna nie mają zbyt dużego znaczenia. Wymuszanie pierwszeństwa, parkowanie w niedozwolonych miejscach, skręcanie bez kierunkowskazu wydają się być tutaj normą. Dlatego trzeba zachować wzmożoną czujność i mieć oczy dookoła głowy.
  8. Noclegi- z wyprzedzeniem (kilkudniowym) zarezerwowaliśmy noclegi tylko w Sarandzie. Przypłynęliśmy do Sarandy po południu więc nie chcieliśmy tracić czasu na szukanie z dwójką dzieci hotelu. Poza tym w pozostałych punktach pobytu w Albanii szukaliśmy noclegu spontanicznie, bez wcześniejszej rezerwacji. Z wolnymi miejscami w hotelach nie było żadnego problemu, a jeszcze można było wynegocjować cenę.
  9. Bezpieczeństwo – wiele osób pytało nas czy nie boimy się jechać do Albanii z dziećmi. Szczerze mówiąc przez dziesięć dni zjechaliśmy całkiem sporą część tego kraju i nigdzie nie doświadczyliśmy sytuacji, którą można byłoby rozpatrywać w kategoriach niebezpiecznych. W ciągu dnia czuliśmy się bezpiecznie, a po zmroku ze względu na małe dzieci nigdzie nie wychodziliśmy
  10. Uprzejmość Albańczyków- Albańczycy są bardzo uprzejmi, co ma swoje dobre i złe strony. Z jednej strony, zawsze kiedy coś potrzebowaliśmy Albańczycy byli chętni do pomocy. Z drugiej strony, szczególnie panowie chcieli nam pomóc za wszelką cenę. Mężczyźni Albańscy mają trudność do przyznania się, że czegoś nie wiedzą, dlatego wskazywali nam drogę, nawet jak nie wiedzieli gdzie jest punkt, do którego podążamy. W rezultacie potrafiliśmy jeździć tam i z powrotem, bo za każdym razem wskazywano nam inny kierunek jazdy.

Tak, jak wspominałam w przedostatnim wpisie do Ostrawy pojechaliśmy z moją 93-letnią babcią na zabieg zaćmy. Dlaczego akurat tam:

  • Po pierwsze, bardzo krótko czekaliśmy na termin zabiegu. W zasadzie babcia mogła zostać zoperowana już tydzień od daty zgłoszenia się.
  • Po drugie, w Polsce w kilku miejscach odradzano nam operację ze względu na wiek. A my wiedzieliśmy od naszej zaufanej Pani okulistki, że wiek nie jest żadnym przeciwwskazaniem do zabiegu
  • Po trzecie, nasza okulistka sama nam doradzała wyjazd do Czech, ponieważ tam usługi okulistyczne są na dużo wyższym poziomie
  • Po czwarte, czeska służba zdrowia uchodzi za jedną z najlepszych w Europie, a ze względu na wiek babci, zależało mi, aby zabieg był przeprowadzony przez naprawdę sprawnych i doświadczonych lekarzy
  • Po piąte, w Czechach można sobie za dopłatą wybrać lepsze soczewki (które w Polsce nie zawsze są dostępne), a zależało mi, aby babcia miała lepszy komfort widzenia

Jak wygląda procedura?

  • Wystarczył jeden telefon do jednej z klinik okulistycznych we Wrocławiu, która współpracuje z czeską placówką. Przez telefon wyjaśniłam na czym mi zależy, Pani przedstawiła mi jak wygląda cała procedura i umówiłyśmy termin zabiegu
  • Po naszej rozmowie dostałam maila z adresem kliniki w Ostrawie, zaleceniami przed zabiegiem i zaproszeniem na zabieg
  • 2 dni przed zabiegiem Pani potwierdziła nam telefonicznie jeszcze raz wszystkie szczegóły
  • Zabieg został zaplanowany na koniec lutego, w pewien piątkowy poranek (na godzinę 7.30)
  • W dniu operacji przyjechałyśmy kilkanaście minut przed czasem do kliniki. Byłyśmy drugie w kolejce. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że cały personel mówi po polsku (część pracowników pochodzi z Polski i dojeżdża do Ostrawy, a czescy lekarze również doskonale znają nasz język)
  • Od razu z babcią przeprowadzono wywiad, kilkanaście minut później babcia przeszła badania kwalifikujące do zabiegu, a godzinę po przybyciu babcia była już na sali operacyjnej. Zabieg trwał zaledwie 15 minut. Chwilę po zabiegu babcia musiała poleżeć w sali pooperacyjnej, a o 9.30 byłyśmy już w naszym apartamencie.
  • Na drugi dzień odbyła się wizyta kontrolna. Miałyśmy ją umówioną na godzinę 8 a o godzinie 8.15 wychodziłyśmy już z kliniki
  • Wraz z wypisem po zabiegu, pacjent otrzymuje krople do oczu (nie recepctę!), okulary przeciwsłoneczne (które musi nosić przez kilka tygodni po operacji), kasetkę na lekarstwa oraz zniżkę na okulary.

Koszty

Sam zabieg jest bezpłatny. Klinika rozlicza się z polskim NFZ. Tak naprawdę pacjenta nie obchodzi żadna biurokracja, nie musi sam nic załatwiać. Placówka medyczna w swoim zakresie porozumiewa się z naszym Funduszem Zdrowia. W pakiecie bezpłatnie dostępna jest również standardowa soczewka. Jeśli ktoś się zdecyduje na lepszą soczewkę wówczas wiąże się to z dodatkową opłatą (w zależności od soczewki od kilkuset złotych do kilku tysięcy). W naszym przypadku doszedł koszt podróży i noclegu, ale uważam, że warto było, ponieważ poziom świadczonych usług znacznie przewyższył nasze oczekiwania.

My zdecydowaliśmy się pojechać własnym środkiem transportu, ale rezerwując termin zabiegu, można również wybrać opcję z transportem i noclegiem oferowanym przez klinikę. Taka usługa dostępna jest nie tylko dla pacjenta, ale także osoby towarzyszącej i wiąże się z dopłatą.

Powiem szczerze, jestem zaskoczona tym, jak sprawnie przebiegła cała procedura. A jeszcze większe wrażenie zrobiła na mnie kultura osobista lekarzy i podejście do pacjenta. Każdy pacjent traktowany był naprawdę z dużym szacunkiem. Wszystko dokładnie tłumaczono. Babcię badało kilku lekarzy przed zabiegiem i każdy z nich miał czas, aby porozmawiać z pacjentem, wyjaśnić mu wszystko i odpowiedzieć na pytania.

Kiedy przyjechałyśmy na kontrolę w sobotę byłyśmy kilkanaście minut przed otwarciem kliniki, która była jeszcze zamknięta. Lekarz zobaczył, że babcia już czeka przed kliniką to od razu wpuścił ją do środka, aby mogła usiąść. W Polsce nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby ktoś mnie wpuścił przed oficjalną godziną otwarcia. Z tego względu, że kontrola odbywała się w sobotę panie z recepcji nie pracowały, a całą kolejką (a naprawdę sporo było pacjentów) zarządzali lekarze. Przeprowadzali badania kontrolne, przekazywali zalecenia oraz wydawali wypisy. Szczerze mówiąc nie spotkałam się w Polsce nawet w prywatnej klinice, aby lekarze zajmowali się kwestiami biurokratycznymi. Nawet po pieczątkę często trzeba się udać do recepcji, bo lekarz stworzony jest do celów wyższych niż jej przybijanie. Co więcej, wyjazd potraktowaliśmy jako wycieczkę rodzinną. Mieliśmy okazję spędzić kilka dni z naszą ukochaną babcią.  Dzieci były zachwycone wyjazdem, babcia też – w końcu nie dość, że spędziła z nami czas, to jeszcze odzyskała wzrok. Na razie na jedno oko…bo drugie miało być operowane jutro, ale ze względu na pandemię koronawirusa zabieg został odwołany.

Poza tym zawsze z podziwem patrzę jak moja babcia doświadcza nowych rzeczy, pomimo swoich 93 lat. Zatrzymaliśmy się na kawę w McDonaldsie, a babcia stwierdza „jeszcze nigdy tutaj nie byłam”. Z radością patrzę jak moje dzieci uczą się wierszyków i piosenek od swojej prababci.  Dlatego takie wyjazdy napawają mnie szczęściem. Zwłaszcza w kontekście obecnej sytuacji, która nie wiadomo jak się zakończy i jakie skutki przyniesie, doceniam każde takie chwile spędzone z najbliższymi.

Jeszcze 3 tygodnie temu byliśmy w Ostrawie u naszych sąsiadów i kto by pomyślał, że to będzie nasz ostatni wyjazd na razie. Wprawdzie byliśmy tam bardziej ze względów medycznych niż turystycznych, ale bez względu na cel zawsze staramy się znaleźć czas na zobaczenie czegokolwiek w danym miejscu. Do Ostrawy pojechaliśmy z moją 93-letnią babcią na zabieg zaćmy. Wcześniej to miasto nigdy nie było na mojej liście do zwiedzania. Tym bardziej, że czytałam, że to miasto przemysłowe i, że nie ma tutaj zbyt dużo atrakcji do zobaczenia. Dlatego nie oczekiwałam zbyt wiele od tego miejsca. Muszę przyznać jednak, że miasto zaskoczyło mnie i wcale nie uważam spędzonego w nim czasu za stracony.

Co warto zobaczyć?

  • Plac Tomasza Masaryka stanowi centrum miasta. Plac zmieniał swoją nazwę wielokrotnie. Obecna nazwa przyjęta została w 1919 roku na cześć pierwszego prezydenta Czechosłowacji. Muszę przyznać, że plac ten bardzo przypomina inne czeskie miasta. Znajdują się tutaj bowiem: Stary Ratusz (pochodzący z XIV wieku, aktualnie muzeum ostrawskie), barokowa kolumna maryjna (powstała na początku XVIII wieku na pamiątkę ówcześnie panującej epidemii) czy XVII-wieczna figura św. Floriana (wzniesiona w podziękowaniu dla strażaków, który ratowali miasto podczas pożaru).

  • Kościół Ewangelicki z 1907 roku, wzorowany na renesansie holenderskim. Świątynia określana jest „Kościołem Czerwonym” lub „Chrystusowym” i została wpisana na listę zabytków Republiki Czeskiej w 1958 roku

  • Kościół św. Wacława- pierwsze wzmianki o świątyni pochodzą z XIII wieku, chociaż przypuszcza się, że jej rodowód jest jeszcze starszy. Kościół wielokrotnie był przebudowywany, a swój dzisiejszy wygląd pochodzi z XIX wieku.

  • Park Husa (Husův sad)- bardzo fajny park położony w centrum miasta, w którym znajduje się plac zabaw, pomnik legionistów, ciekawa fontanna i neogotycka kaplica św. Elżbiety.

W Ostrawie jest jeszcze dużo więcej ciekawych miejsc do zobaczenia. Ze względu na zabieg babci nie mogliśmy ich tym razem zwiedzić. Ale mieliśmy tutaj przyjechać za 3 tygodnie na kontrolę i zabieg na drugie oko, wówczas planowaliśmy zostać dwa dni dłużej i zobaczyć inne atrakcje tego miasta. Te trzy tygodnie jednak drastycznie zmieniły nasze życie, plany…Nikt nie wie kiedy uda nam się ponownie tam wrócić.

Gdzie nocowaliśmy?

Polecamy Minato Apartments Ostrava Center. Apartament składa się z dwóch pokoi, kuchni i łazienki. Jest idealny dla rodzin z dziećmi. Duża przestrzeń sprawiła, że nasze dzieci się nie nudziły. Apartament położony jest w samym centrum miasta. Za dwie noce za 3 osoby dorosłe i dwójkę dzieci zapłaciliśmy około 330 zł. Jedynym mankamentem jest brak windy (apartament usytuowany jest na trzecim piętrze w starej kamienicy). Tą skromną niedogodność rekompensuje lokalizacja, cena i uprzejmość Pani właścicielki.

Gdzie zjeść?

W Ostrawie jest mnóstwo restauracji i barów, gdzie można dobrze zjeść.  Nam szczególnie do gustu przypadł Salad bar: https://www.facebook.com/saladubar/photos/freshfood-salad-ostrava-zijemezdrave-blueberry-chicken-p%C3%A1tekjakm%C3%A1b%C3%BDt/1083161138525226/, gdzie jedliśmy pyszne sałatki i fantastyczny krem z zielonego groszku.

Będąc w Starym Gierałtowie wybraliśmy się do Czech, aby zdobyć Ścieżkę Obłokach zimą (początek stycznia 2020).

Informacje jak dojechać do Ścieżki znajdziesz tutaj: https://www.dolnimorava.cz/pl/jak-dojechac-do-sciezki. Przyjechaliśmy na parking Relax & Sport Dolní Morava około 10 rano i bez problemu na parkingu można było znaleźć miejsce. Parking jest bezpłatny. Aby dostać się na Ścieżkę w obłokach są dwie możliwości:

  • Własnym samochodem wjazd nieco wyżej na płatny parking pod kolejką linową (tą opcję odradzamy z tego względu, że przy większym ruchu turystycznym może być problem ze znalezieniem miejsca pod kolejką. Co więcej, droga jest wąska i przy większej ilości samochodów robi się ciasno)
  • Pod kolejkę linową można dojechać bezpłatnym Skibusem, który kursuje co pół godziny.

My wybraliśmy tą drugą opcję. Skibus podwiózł nas pod samą kolejkę. Poza tym przejażdżka ski busem stanowiła również atrakcję dla naszych pociech. Przy kolejce zastała nas śnieżyca i silny wiatr, więc w ostatniej chwili zdecydowaliśmy się, że na Ścieżkę uda się Grzesiu z Hubercikiem, a ja z Kajcią poczekamy w restauracji przy kolejce.

Bilety można zakupić w kasie znajdującej się po prawej stronie przy kolejce. Można płacić zarówno gotówką, jak i kartą. Cennik dostępny jest tutaj: https://www.dolnimorava.cz/pl/cennik

Pod Ścieżkę w obłokach wjeżdża się wyciągiem kanapowym dla narciarzy. Po opuszczeniu wyciągu kierować się należy w prawo na trasę widokową. 100 metrów dalej znajduje się punkt docelowy czyli drewniana Ścieżka w chmurach. Konstrukcja robi wrażenie. Ślimakiem podąża się w górę pod lekkim nachyleniem, oglądając dookoła widoki. W związku z zimową porą widoczność była ograniczona i rzeczywiście spacerowaliśmy w chmurach i mgle. Ekstremalne wrażenia potęgował silny mroźny wiatr. 4,5 letni Hubercik dzielnie szedł pod górę, aczkolwiek prosił, aby trzymać go za rękę, bo obawiał się porwania przez silne podmuchy.

Po drodze czekają na odwiedzających niespodzianki. W połowie drogi do wyboru jest podążanie dotychczasowym deptakiem lub wejście na poziom wyżej zmyślnie skonstruowanym tunelem uplecionym z liny. Wejście do tunelu robi wrażenie, ponieważ osoba wchodząca zbacza ze ścieżki i znajduje się zawieszona nad przepaścią. Ze względu na obawy Hubercika z tej opcji zrezygnowaliśmy i udaliśmy się na samą górę drewnianą ścieżką. Na samej górze można się cieszyć piękną panoramą, efektem bycia  w chmurze i satysfakcją z dotarcia na taką wysokość. A dla odważnych istnieje możliwość wejścia na przezroczystą podłogę utkaną z lin i spojrzenie w dół z wysokości kilkudziesięciu metrów.

Ostatnią atrakcją, niestety nieczynną zimą jest 100-metrowy zjazd tunelem z najwyższego punktu Ścieżki na dół. Po wejściu na szczyt tą samą drogą schodzi się na dół i wyciągiem kanapowym wraca do punktu wejścia.

Ścieżka w obłokach z małym dzieckiem

Na trasie spotkaliśmy kilka par z niemowlakami Część z nich maleństwo niosła w chuście ochraniającej przed zimnem. I rzeczywiście wybierając się na Ścieżkę w obłokach chusta jest lepszym rozwiązaniem, ponieważ bezpiecznie można wyciągiem kanapowym wjechać z maleństwem na górę i chusta chroni przed silnym wiatrem czy śnieżycą.

W przypadku wózka z gondolą wjazd wyciągiem na górę nie wchodzi w grę. W przypadku małej, składanej spacerówki można ją złożyć i wwieść na górę na ramieniu niczym narty. Po dotarciu na Ścieżkę w obłokach po samej ścieżce bez problemu można poruszać się wózkiem.

Ja z Kajcią, która miała w tym czasie niecałe 1,5 roku nie zdecydowałyśmy się na wjazd na górę z tego względu, że Kajcia jest bardzo wrażliwa na zimno i obawiałam się jej reakcji na tak silny wiatr i śnieżycę oraz fakt bycia na dużej wysokości. Ponadto, nasza Kajcia nie lubi mieć skrępowanych ruchów i sam fakt ubrania w strój zimowy potęgował jej niezbyt dobry humor. Dlatego zdecydowałyśmy się na dłuższą przerwę w restauracji, aby mogła pobiegać w samym dresiku w ciepłym pomieszczeniu.

Gdzie można zjeść?

Przy parkingu głównym znajduje się kilka restauracji i budek z jedzeniem. Ponadto, przy wjechaniu na parking przy wyciągu znajduje się restauracja, w której można zjeść dobry obiad, napić się kawy lub herbaty i skusić się na przepyszny deser.

Ścieżka w obłokach robi niesamowite wrażenie. Jak powiedział sam architekt tego dzieła Zdeňk Fránk „Wyjątkowość projektu polega na wykorzystaniu w dużej mierze drewna, co nie jest typowe dla konstrukcji tych rozmiarów. Konstrukcja wytwarza także nowy rodzaj przeżyć, gdzie człowiek uświadomi sobie jak mały jest w porównaniu z otaczającą przyrodą”.

Jeseniki (Jesionik) jest to niewielkie miasteczko uzdrowiskowe po stronie czeskiej, położone zaledwie 42 km od Lądka Zdroju. To, co przyciągnęło nas do tego miejsca to ciekawa historia, związana z osobą  Vincenza Priessnitza, który w XIX wieku założył tutaj uzdrowisko. Ale zanim przejdę do samego opisu miejscowości chciałabym przybliżyć Wam postać niejakiego Vincenza Priessnitza….

Widok z Parku Priessnitza na Hotel Priessnitz

Vincenz Priessnitz

Instrukcja w Parku Priessnitza

Według legendy pewnego dnia Vincenz Priessnitz, który skręcił nogę w wyniku upadku z konia, zobaczył sarnę, która swoją skaleczoną nogę moczyła w źródełku. Ta obserwacja skłoniła go do zweryfikowania leczniczych właściwości wody. Sprawdzając na własnej skórze zwrócił uwagę na prozdrowotne znaczenie kąpieli w górskich źródełkach, zimnych prysznicy (nazwa prysznic pochodzi właśnie od nazwiska twórcy hydroterapii) i okładów z wody. Tym samym przyczynił się do zrewolucjonizowania podejścia do terapii wodnych. Jego metody lecznicze stały się popularne wśród ówczesnych elit, a „bywanie u wód” było wyznacznikiem przynależności właśnie do tej grupy społecznej. Według niego zimna woda połączona z wysiłkiem fizycznym, promieniami słonecznymi i zdrową żywnością może zdziałać cuda w naszym organizmie. Priessnitz zalecał np. chodzenie boso po trawie i zwracał uwagę na lecznicze właściwości snu. To, co dla nas dzisiaj jest oczywiste w XIX wieku było „novum”. Swoje nowoczesne metody hydroterapii zaimplementował Vincenz Priessnitz właśnie w Jesenikach, gdzie stworzył uzdrowisko. Przybywali tutaj między innymi Lew Tołstoj, Nikolaj Gogol czy Zygmunt Krasiński.

Tablica upamiętniająca wizytę Gogola w sanatorium

Sam Vincenz Priessnitz miał zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników. Próbowano posądzić go o szarlatanerię, ale na jego korzyść przemawiał fakt, że nie namawiał on ludzi do korzystania z żadnych medykamentów ani ziół, a wykorzystywał naturalne zasoby jakimi jest np. woda. Co więcej, w 1830 roku rząd austriacki oficjalnie uznał hydroterapię jako alternatywną metodę leczenia. Próbowano także zarzucić Priessnitzowi, że jego metody mają ograniczony charakter, bowiem sprawdzają się tylko w regionie górskim. On jednak jeździł w różne regiony Europy (nie koniecznie górskie) uzdrawiać ludzi i jego metody również tam się sprawdzały.

Jedno ze stanowisk leczniczych w Parku Priessnitza

Vincenz Priessnitz do pozycji jaką osiągnął w życiu doszedł sam, a pomogły mu w tym wnikliwa obserwacja przyrody i wytrwałość w dążeniu do celu. Nie miał on żadnego wykształcenia medycznego, a co więcej był analfabetą. Jego metody leczenia stały się popularne nie tylko w Europie, ale na wszystkich kontynentach. Dobrą reputację zyskał zwłaszcza po tym, jak w 1826 roku został zaproszony do Wiednia, aby wyleczyć brata cesarza. Do Jesenik zaczęli więc licznie przybywać ówcześni monarchowie, hrabiowie, książęta, a także lekarze z całego świata, którzy podpatrywali nowoczesne metody i implementowali je w swoich ojczyznach.

Co warto zobaczyć w Jesenikach?

Lazne Jeseniki

Dawne Sanatorium Priessnitz to obecnie Hotel Priessnitz. Hotel z jednej strony otoczony jest parkiem, w którym znajduje się ścieżka zdrowotna. Na niej usytuowane są stanowiska, na których bezpłatnie można skorzystać z terapii wodnych. Przy każdym z nich znajduje się instrukcja w jaki sposób należy korzystać z terapii. My byliśmy w Jesenikach zimą, więc stacje te były zasypane śniegiem, ale na pewno wrócimy tutaj latem. Z drugiej strony hotelu znajduje się Promenada Rippera.  Johann Ripper był zięciem Priessnitza i jednocześnie propagatorem metody leczenia swojego teścia. Był oficerem w austriackiej armii, który przybył do Jesenik poślubić córkę Priessnitza Marię Annę. To on zainicjował budowę promenady z muzycznym pawilonem. Dzisiaj podczas spaceru promenadą podziwiać można przepiękne drzewostany, pomniki wzniesione Priessnitzowi przez jego uzdrowionych pacjentów, a także przepiękne widoki grzbietów Wysokiego Jesionika oraz Gór Opawskich.

Hotel Priessnitz
Pawilon Muzyczny
Promenada Rippera

Rynek w Jesenikach

Na środku rynku znajduje się ratusz, wokół którego znajdują się charakterystyczne kolorowe budynki. My załapaliśmy się jeszcze na atmosferę Bożonarodzeniową. Tuż przy ratuszu stała pięknie przyozdobiona choinka i budki, które niestety były zamknięte. Rynek jest niewielki, ale warto się nim przespacerować dla poczucia atmosfery czeskiego miasteczka.

Ratusz w Jesenikach

Gdzie zjeść w Jesionikach?

Zdecydowanie polecamy Kawiarnię Wiedeńską przy Promenadzie Rippera. Oferują tutaj nie tylko przepyszną kawę, ale także dania obiadowe i rewelacyjne ciasta. Poza tym z okiem Kawiarni roztaczają się przepiękne widoki. A wiosną i latem można zasmakować wiedeńskiej kawy na tarasie na świeżym powietrzu.

Wiedeńska Kawiarnia
Wiedeńska Kawiarnia

Podsumowując, Jeseniki mnie zachwyciły. Położone są zaledwie 120 km od Wrocławia, a przyznam szczerze, że do tej pory nie wiele o nich wiedziałam. Historia Vincenza Priessnitza, dotąd mi nieznana, zainspirowała mnie do zakupienia biografii o tym człowieku i zgłębienia wiedzy na jego temat. Mojego męża wizyta w Jesenikach zachęciła do brania codziennie zimnego prysznica i twierdzi, że czuje się po nich znacznie lepiej. Ponadto, na wielu portalach poświęconych Jesenikom podkreśla się, że właśnie w Jesenikach  powietrze jest najczystsze w całej Europie kontynentalnej. Wszystko więc przemawia za tym, aby tutaj przyjechać...

Widok z Promenady Rippera

Tym razem wybraliśmy się na Jarmark Bożonarodzeniowy do Norymbergi. Jest to jeden z najbardziej popularnych jarmarków nie tylko w całych Niemczech, ale na całym świecie. Co roku przybywa tutaj 2 miliony turystów ze wszystkich kontynentów, aby poczuć aromat granego wina, zapach słodkich prażonych migdałów, kiełbasek norymberskich i pierników.  Znajduje się on na Starym Mieście, w samym sercu Norymbergi. Na jarmarku znajduje się niemal dwieście straganów, pięknie przyozdobionych, oferujących szeroki asortyment (przepyszne dania, piękne wyroby rękodzielnicze itd.)

Historia jarmarku

Tradycja jarmarku Bożonarodzeniowego w tym mieście sięga XVII wieku, jednak nie zawsze był tak znany. Dopiero w XX wieku promocja Norymbergi przez reżim nazistowski przyczyniła się także do spopularyzowania jarmarku. Podczas II wojny światowej jarmark nie był organizowany, ale już w 1948 roku powrócono do tej tradycji.

Atrakcje dla dzieci

Jarmark Bożonarodzeniowy w Norymberdze to prawdziwy raj dla najmłodszych. Po wejściu na jarmark na pierwszy plan wysuwa się dwupoziomowa karuzela z reniferami i Mikołajem. Tuż obok znajduje się diabelski młyn i kolejka parowa. Przy odrobinie szczęścia można spotkać św. Mikołaja, który bardzo chętnie pozuje do zdjęć. Na straganach nie tylko można kupić dzieciom słodkości i zabawki, ale najmłodsi mogą wziąć udział w warsztatach rękodzielniczych- np. pieczenia pierników czy robienia świec.

Godziny otwarcia

Jarmark jest czynny w tym roku od 29 listopada do 24 grudnia. Od poniedziałku do niedzieli czynny jest w godzinach od 9:00 do 21:00. W wigilię otwarty jest od 10:00 do 14:00

Przyznam szczerze, że jarmark w Norymberdze zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Po pierwsze, jest znacznie większy niż we Wrocławiu. Po drugie, jest bardziej przestrzenny. Mimo, że byliśmy na nim na początku grudnia nie czuć było tłumów ludzi. Spokojnie można było przejechać wózkiem. Po trzecie, znacznie więcej jest tutaj atrakcji dla dzieci niż na naszym wrocławskim rynku. Po czwarte, można tutaj spróbować przepysznych bawarskich dań, zasmakować nie tylko pieczonych kasztanów, prażonych migdałów, ale także napić grzanego wina lub grzanego ajerkoniaku.