Dzisiaj jeden z najtrudniejszych momentów w moim macierzyńskim życiu. Jutro po 1,5 roku wracam do pracy. Miotają mną różne emocje. Z jednej strony, żal, że zostawiam moją małą córeczkę. Spędzałyśmy ze sobą niemal 24h/dobę 7 dni w tygodniu. Byłyśmy ze sobą, kiedy pojawił się pierwszy ząbek, kiedy Kajcia zaczynała raczkować, kiedy wstała po raz pierwszy. Od jutra wiele momentów zostanie przeze mnie przeoczonych, w końcu kilka godzin dziennie spędzi w żłobku. Co więcej, adaptacja w żłobku nie przebiega nam najlepiej- Kajcia nie chce tam jeść. A jak jest głodna to nie chce spać. W zeszłym tygodniu moje dziecko było 5 godzin w żłobku i nic nie jadło. Serce się kraje i pęka. I mam wyrzuty sumienia, że muszę ją tam zostawić. Tym bardziej, że w swoim środowisku słyszę komentarze „jak można tak małe dziecko dać do żłobka”. Mówią to osoby, którym babcia zajmuje się dzieckiem do 3 roku życia. My takiego komfortu nie mamy. A takie komentarze wzbudzają we mnie tylko jeszcze większe poczucie winy i tak w niełatwym czasie.
Z drugiej strony, cieszę się, że wracam do pracy. W końcu będę mogła usiąść na krześle na dłużej niż minutę. Pójdę spokojnie do toalety, a co najważniejsze będę w niej sama i nikt nie będzie mnie ciągnął za spodnie. Wypiję ciepłą kawę lub zjem ciepły posiłek. Ostatni rok był bardzo dynamiczny. Mam wrażenie, że ciągle byłam w biegu. W piątek, kiedy Kajcia poszła do żłobka, a ja miałam 2 godziny wolne złapałam się na tym, że mam problem z odpoczynkiem. Wpadłam do domu i zaczęłam ogarniać różne rzeczy, zamiast po prostu chwilę odpocząć.
Z trzeciej strony, boję się…tak…boję się jak to będzie po powrocie do pracy. Obowiązków więcej, a czasu tyle samo. Jak ogarnąć logistycznie obsługę dwójki dzieci. Tutaj zajęcia dodatkowe, tam terapia logopedyczna, a kolejnego dnia wizyta u lekarza. Ponadto, zbliża się okres jesienno-zimowy i zaczną się infekcje. Nie mamy żadnej babci do pomocy, więc z Grzesiem zacznie się żonglerka- kto tym razem idzie na l4.
Niektórzy twierdzą, że przy drugim dziecku jest łatwiej się rozstać. W moim przypadku to nieprawda. Z Kajcią stworzyłyśmy szczególną więź i powiem szczerze, nawet trudniej mi się z nią rozstać niż kilka lat wcześniej z Hubercikiem. W końcu to dziewczynka, bardziej wrażliwa, chętniej tuląca się do mnie, w dużo większym stopniu manifestująca swoje niezadowolenie. Może też dlatego, że z Kajcią miałam ciążę zagrożoną i przez kilka miesięcy żyłam w obawie o jej zdrowie, po jej urodzeniu chuchaliśmy i dmuchaliśmy na nią z podwójną siłą. Tym bardziej trudniej teraz oddać ją do żłobka, gdzie przecież nikt nie będzie traktował ją w sposób wyjątkowy.
Wiem, że nie jesteśmy jedyni, którzy borykają się z podobnymi rozterkami i dylematami. Wiele osób to przechodziło lub przechodzi i na pewno można to wszystko ogarnąć. Niemniej jednak dzisiaj szybko nie zasnę, ponieważ towarzyszy mi natłok wielu myśli. A przede wszystkim łzy cisną mi się do oczu, że jutro przez kilka godzin nie zobaczę mojej małej Kajci.